piątek, 29 marca 2013

Mur




" ...Mury istnieją po to by powstrzymywać ludzi, którzy nie pragną czegoś dostatecznie mocno". - Randy Pausch.

Sentencja ta odnosi się do każdej sytuacji, w której jest konkurencja, dążenie do czegoś, pokonywanie przeszkody. W sporcie, w szachach również, ta sentencja-zasada jest słuszna.

Jak zwykle miałem przyjemność brać udział w MP do 16 i 18 lat, tym razem w Szczyrku. Jeden z moich podopiecznych Piotrek Śnihur w rundzie szóstej rozegrał partię, którą analizuję poniżej.
Przed partią założyliśmy grę na wygrana i stąd agresywne poczynania czarnych w debiucie.








Po rozegraniu takiej partii można się podłamać bo wszystko przemawiało w czasie gry na korzyść czarnych. Zaskoczenie w debiucie, gra po czarnych polach, inicjatywa i ....porażka.
Obawiałem się co będzie dalej. Piotrek był zdenerwowany i zniechęcony. Okazało się jednak, że pokazał prawdziwe cechy wojownika, pokonał mur i wygrywając trzy kolejne partie zdobył srebrny medal!
Wielkie brawa przede wszystkim za nieugiętą postawę w obliczu bardzo niesprzyjających okoliczności!.



czwartek, 14 marca 2013

"Arcymistrz"





 Taki tytuł nosi film w reżyserii Siergieja Mikaeliana z roku 1972 na podstawie scenariusz Leonida Zorina. Film opowiada historię szachisty Chlebnikowa ( Andriej Miagkow), którego dręczy konflikt pomiędzy twórczym i praktycznym aspektem gry w szachy. Z artystycznego punktu widzenia nie jest to może arcydzieło ale dla szachistów klimat tego filmu jest bardzo bliski. Kto choć raz przeżywał męki niedoczasu, nie mógł podjąć decyzji czy grać na atak czy może ostrożnie, ten bez trudu zrozumie wszystko co się dzieje z tytułowym bohaterem. W filmie występują znani szachiści: Korcznoj ( trener-sekundant Chlebnikowa) Tal, Tajmanow, Kotow. Wykorzystano także fragmenty filmu z Olimpiady Szachowej w Skopije 1972. Niektóre źródła podają jako ciekawostkę, że film ten został zdjęty z ekranów po tym jak Korcznoj został na Zachodzie w roku 1976. Film jest poświęcony Władimirowi Simaginowi , wybitnemu szachiście zmarłemu w roku 1969.
Kulminacyjna scena z tego filmu zawiera fragment partii, którą bezskutecznie usiłowałem odnaleźć w najrozmaitszych źródłach. Dopiero artykuł w New in Chess 1/2012 uświadomił mi skąd się wzięła taka fantastyczna partia. Skąd jednak miałem widzieć, że jest to analiza Mikenasa z 12 biuletynu 16 mistrzostw ZSRR 1948. Jednym z konsultantów filmu był J.Awerbach i to on pomógł autorowi artykułu w New  in Chess rozwikłać zagadkę.
Mnie fascynuje głębia pomysłu Mikenasa i dociekliwość w analizie. Pamiętajmy, że odbyło się to bez pomocy programu analizującego, który zresztą potwierdza , że zamysł Mikenasa był prawidłowy. W filmie Chlebnkow po długich wahaniach dręczony wyrzutami sumienia, że przyrzekł trenerowi rozsądną grę, rzuca się w wir ataku rozpoczętego pos. 31...Qg1 zamiast powtarzać posunięcia.



Chlebnikow w decydującej partii






Jak dla mnie to prawdziwa uczta szachowa!





sobota, 9 marca 2013

Nasz język








Swego czasu w trakcie studiów trenerów szachowych przy AWF w Warszawie mieliśmy wykład z wielkim miłośnikiem gry szachowej profesorem Marianem Mazurem . Powiedział on coś wówczas dla mnie na tyle odkrywczego, że zapamiętałem do dziś a mianowicie, że szachiści wyróżniają się tym przede wszystkim, że mają swój język. 
Wydaje się to niby oczywiste ale język ten jest bardzo hermetyczny i mówią nim nawet dzieci ,czego nie zobaczymy w przypadku prawników czy lekarzy.
Widziałem wielokrotnie jak grupki dzieci z ożywieniem omawiają zakończone partie a ich rodzice i opiekunowie oraz "niezrzeszeni" rówieśnicy w osłupieniu oglądają ten "bazar".
Język ten daje poczucie przynależności do jakiegoś wyjątkowo tajemnego świata .
Nie można się tam znaleźć tak szybko jak w przypadku powiedzmy piłki nożnej. Trzeba popracować solidnie, pograć a samo czytanie czy oglądanie innych grających niewiele daje.
Partie są zapisywane, analizowane co pozwala na poprawienie swej gry.
Jest tu dramat, śmiech, gorycz i euforia. wszystkie barwy i odcienie a wszyscy mówią tu tym samym jęzkiem , choćby językiem posunięć.
Podobnie jak przykładowo zwolennicy brydża  swego czasu szachiści spotykali się na długie sesje gry błyskawicznej przeciągające się często do białego ranka.
Dziś zmieniły się czasy ,okoliczności i tamten świat odszedł.. 
Wolimy grać w internecie, w ogóle prawie wszystko dzieje się w sieci.
Dlatego z nutką nostalgii wspominam nie tak zdawałoby się dawne pojedynki z komentarzami .
I tu dojrzali już szachiści też wiele wnieśli do " naszego" języka, choć zapewne nie koniecznie w znaczeniu jakie miał na myśli  prof. Mazur.
Przy okazji zachęcam do nabycia książki, której jestem współautorem a, która pokazuje trochę inne oblicze szachów . Nie to monumentalne a zabawne, radosne, ironiczne,. Zresztą co będę opowiadał !
Zapraszam do lektury każdego kto lubi się pośmiać!








Dla ilustracji dodam garść zabawnych powiedzonek i anegdotycznych sytuacji w jakich miałem okazję się znaleźć w różnym zresztą charakterze. Niekiedy byłem widzem, niekiedy je współtworzyłem.
Mój od wielu lat przyjaciel i zarazem wielki pasjonat szachów, silny kandydat na mistrza Marek, zwany w naszym gronie zdrobniale Mareczkiem opisany w " Anegdotach"miał wielki zasób powiedzonek , które z lubością stosował w partiach błyskawicznych.
Przykładowo już we wczesnej fazie spożycia płynów wspomagających Mareczek zapowiadał tzw. Serię Wiedeńską. Informował mnie, że są dwa rodzaje wzmiankowanej :Mała i Duża. Mała to 3 wygrane pod rząd a Duża to rzecz jasna 6. Oczywiste, że zapowiadał zawsze Dużą Serię Wiedeńską jako maksymalista , optymista wzmocniony odpowiednimi  płynami.
W jednym z meczów prowadził 2:0 i gdy nieśmiało zduszonym głosem stwierdziłem, że trzeba przerwać tą serię Mareczek odparł zimno i z mocą : " serii nie można przerwać".
Jednak nie udało mu się i wtedy oczywiście unieważniał starą serię i zapowiadał nową, naturalnie Dużą! 
Kiedyś gdy zapytał co to może mieć na celu, wskazując na moje ostatnie posunięcie odparłem ,że grozi mat . "Aha" - odparł obojętnie a gdy dałem zapowiadanego mata stwierdził "myślałem, że żartujesz".
Graliśmy onegdaj w trójkę i Mareczek nie chciał dopuścić do gry gospodarza , zbywając go pod jakimkolwiek pozorem, wciąż zapowiadając nowe ,Duże Serie Wiedeńskie.
Darek zrobił nam na zamówienie herbaty, kanapki ale Mareczek nie ustępował.
Wreszcie zdesperowany Darek powiedział "koniec! teraz ja gram!" 
Mareczek widząc determinację na twarzy kolegi ale nie zamierzając jednak ustąpić bez walki odparł:
" Dobrze ale jeszcze jedna Duża Seria Wiedeńska i gram teraz z gwarancją, że wygram" 
Darek popłakał się ze śmiechu no i zaczęła się kolejna Seria Wiedeńska, rzecz jasna Duża ale jak zwykle niedokończona.
Spotkałem wielu szachistów obdarzonych niezwykłą fantazją słowotwórczą.
Zawsze ciepło ich wspominam bo wnieśli wiele radości i beztroskiego śmiechu do naszych spotkań przy szachownicy i w ogóle przy okazji turniejów.
Będę do tych opowieści powracał jeszcze niejednokrotnie.





czwartek, 7 marca 2013

Holenderski Wujek








W języku angielskim istnieje określenie " holenderski wujek" - oznacza osobę, która potrafi ocenić nas w sposób szczery i uczciwy. Po latach uświadomiłem sobie, że kimś takim był dla mnie Jacek Bednarski. Bywaliśmy razem na turniejach. Graliśmy nawet dwie partie nie licząc błyskawicznych. To on zaczepił mnie po partii granej w roku 1973 w Polanicy Zdroju przeciwko Frankowi Borkowskiemu. Stałem i słuchałem jego słowotoku na temat tej partii. Byłem juniorem ale Jacek mówił do mnie przez "Pan" i jego uwagi były bardzo wnikliwe. Nie odzywałem się bo nie miałem nic do dodania, zresztą nie ośmieliłbym się. Rytm turniejowego życia wyznaczał nasze spotkania. Czasem było to zgrupowanie kadry. Kilka razy zawitałem do Jacka na ulicę Wieczystą we Wrocławiu. Te spotkania w kłębach dymu i sporych dawek napojów alkoholowych najbardziej utkwiły mi w pamięci. Jacek potrafił z pamięci cytować swe partie rozegrane w najdziwniejszych wariantach debiutowych. Jego komentarze poparte zarówno olbrzymią wiedzą szachową jak i poczuciem humoru były bardzo inspirujące. Oczywiście z łatwością przechodził w trakcie analizy na politykę i tu był również ekspertem. Miał rozległą wiedzę historyczną i filozoficzną. Zdumiewał mnie znajomością literatury, filmu i teatru. Przy tym bywał złośliwy jak wtedy uważałem i niekiedy czułem się nie najlepiej po jego komentarzach na temat mnie i tego co robię. Jednak z czasem nabrałem dystansu i po prostu słuchałem go uważnie. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że wszystkie te "złośliwości" pokazują mi moje wykrzywione oblicze i działają na mnie ożywczo. Czułem się po nich jakbym pozbywał się balastu, wyraźnie oczyszczony. 
Jako jedyny powiedział mi co sądzi o mojej broszurze na temat gambitu królewskiego. Taktownie i rzeczowo choć jednocześnie z kliniczną precyzją i szczerością aż do bólu.
Korzystałem z naszych spotkań w zasadzie w każdej sprawie, która pojawiła się w polu uwagi. Teraz po latach mógłbym tylko żałować, że nie było nam dane napisać książki. Wielokrotnie go namawiałem ale Jacek jak wiadomo nie był człowiekiem stworzonym do systematycznej pracy. Gdy zaczął odczuwać spadek energii i jakby przeczuwając, że niedługo odejdzie próbował mnie namówić na przyjazd do Wrocławia aby rozpocząć pisanie książki. Byłem oczywiście zainteresowany ale zawsze "coś" tam przeszkadzało i w końcu Jacek odszedł. Pozostały jego partie, wspaniałe wspomnienia. I jeszcze jeden ważny szczegół. Jacek zawsze miał dla mnie czas. Nigdy mnie nie zbywał, dzielił się wszystkim co miał najlepszego. A miał wiele do dania. Jestem niezwykle wdzięczny, że Życie pozwoliło mi go spotkać.
Był jednym z moich wielkich Nauczycieli




wtorek, 5 marca 2013

Polecam Dworeckiego



Wiele pisałem na blogu o Dworeckim i jego książkach. I nie przypadkiem! Wszystkie książki wydane w języku polskim, a przecież jest to tylko cześć jego prac, powinny być niezbędnym wyposażeniem biblioteki trenera i instruktora.
Wprawdzie nie są to książki dla początkujących ani o początkujących ale mogą stać się źródłem inspiracji dla każdego kto traktuje szachy z pasją.
Przez jakiś czas zdumiony byłem, że to właśnie w Polsce krytykuje się Dworeckiego przy czym na ogół krytykujący nie mają pojęcia o czym piszą bo go nie czytali a już na pewno nie pracowali według jego wskazówek.
Jakoś nigdy nie natrafiłem u Rosjan na krytyki pod adresem Dworeckiego! 
Tylko na podziękowania jego licznych uczniów.
Wydawało mi się to dziwne ale tylko przez czas jakiś.
Ignorant aby pokazać , że jest i ma swoje zdanie sięgnie po każdy sposób i będzie miał złudzenie, że zaistniał krytykując kogoś ważnego. Ten rodzaj autopromocji nie jest nowy choć nabrał mocy w czasach internetu.
Ciekawe, że żaden z krytyków nie próbował zrobić zalecanej przez Dworeckiego statystyki, gdzie Wy lub Wasi uczniowie przegrywają partie. W której fazie gry.
Gdyby to zrobili trzeba by może zmienić zdanie. 
A po co?
Dworecki nie stworzył nowej teorii gry w szachy jak to próbowali zrobić Steinitz czy Nimzowitsch.
Choć im się nie udało stworzyć ani teorii ani systemu (odpowiednio "Teoria gry pozycyjnej" i "Mój system") mimo zaklęć zawartych w tytułach, to jednak pogłębili znacząco naszą wiedzę o szachach.
Jednak Dworecki zrobił coś bardzo użytecznego- określił jakie zagadnienia są najważniejsze przy wzrastaniu szachisty i jakimi metodami nad nimi pracować .
W książce Bologana "Stupieni" ( Stopnie) Moskwa 2006 na str.34 pisze on tak: " Czebanienko poradził mi abym studiując w Moskwie zwrócił się do Władimira Nikołajewicza Jurkowa lub Marka Irailowicza Dworeckiego.... Do Dworeckiego trafiłem dopiero w roku 1993 ".
Któryś z tych trenerów miał "ustawić" prace nad szachami na właściwym torze.
Mniej zorientowanym przypomnę, że Jurkow wychował między innymi A.Sokołowa i A. Morozewicza a jest w Polsce postacią mało znaną.
Dalej Czebanienko poradził Bologanowi aby zgłosił się do Zigurda Lanki aby ten "postawił" mu debiuty.
Tak się też stało i Bologan o Czebanience, Dworeckim i Lance pisze w samych superlatywach.
Wypowiedź pod którą mogłoby się podpisać bardzo wielu uczniów Dworeckiego i Lanki.
Chciałem pokrótce nakreślić sylwetkę Dworeckiego, widzianego przez jednego z jego uczniów oraz pokazać szacunek jakim darzą swych trenerów szachiści zza wschodniej granicy.
Jeśli chodzi o polskich krytyków to przypomnę Stanisława Leca " Psy szczekają a karawana... im nie odszczekuje"
Książki Dworeckiego w języku polskim można bez trudu znaleźć w ofertach internetowych. 
Gorąco polecam!





piątek, 1 marca 2013

Post Scriptum



Po głębszym przemyśleniu moich reakcji spowodowanych wrodzonym wstrętem do kłamstwa i insynuacji, doszedłem do wniosku, że reaguję zbyt żywiołowo (też mi nowość!). Trudno jednak czynić inaczej mając na uwadze dobre imię kolegów i uczniów z którymi mam bardzo żywy kontakt i mocno przeżywam ich sukcesy i porażki potrafiąc równocześnie być możliwie obiektywnym w ocenach. Przecież szachy to moja największa pasja i wkładam w nią całe serce! Wychodzę być może z mylnego założenia, że jeśli ktoś obserwuje daną sytuację z daleka, teoretycznie ma większą szansę oceniać obiektywnie ale w praktyce nie ma pojęcia o wielowymiarowości wszystkich procesów i często będąc ignorantem może nawet nie wiedzieć, że takowe procesy mają miejsce.
Potrafię sobie to wyobrazić, bo wystarczy spojrzeć na specjalistów od boksu, wyścigów albo narciarstwa, którzy rodzą się po kilku obejrzanych w telewizji sprawozdaniach i przeczytanych w internecie opiniach. Każdy kto zaczyna uprawiać daną dyscyplinę na poziomie wyższym niż rekreacja i ma w sobie trochę pokory, widzi po dłuższym czasie jakie metody nauczania są dla niego skuteczne, kto potrafi go czegoś nauczyć a kto tylko udaje guru i przypisuje sobie cudze sukcesy. Zawodnik lub nauczyciel postępując w rozwoju, widzi jak skomplikowane są układy między trenerami, uczniami, rodzicami, sponsorami, organizatorami zawodów itd. Dlatego wydawanie krzywdzących opinii w takich kwestiach powinno przede wszystkim trzymać się faktów i być poparte wieloletnim doświadczeniem praktycznym a nie tylko obserwacją z zewnątrz.
Rozumiem - nie każdy chce poznać prawdę, nie każdy mając styczność wiele lat z daną dyscypliną pozna ją od podszewki. Niektórzy będą tylko ślizgać się po powierzchni. Podobno koń może wyruszyć w daleką drogę ale to nie sprawi, że stanie się jednorożcem. Będzie tylko wykształconym koniem chociaż na pewno warto podjąć to wyzwanie bo na świecie cudów nie brakuje (oczywiście jestem tu daleki od podtekstów).
Myślę że potrzebna jest pewna równowaga, którą trudno utrzymać w internecie, bo pisząc posty mamy wrażenie, że rozmawiamy z żywymi ludźmi i często nie dociera do nas jak można nie znać dat, faktów i osób a wyrażać pseudo-obiektywne opinie. Niestety dałem się sprowokować grupie mającej monopol na prawdę i jedyne słuszne poglądy.
To raczej ostatni post o takiej tematyce. Skupię się na tym co dobre i chciałbym zaprosić wszystkich do rzeczowych dyskusji na tematy szachowe np związane z Dworeckim. Oczywiście prosiłbym o opinie osoby które mają na ten temat jakiekolwiek pojęcie lub go nie mają ale chcą się czegoś więcej dowiedzieć. Takim osobom będę odpowiadał na komentarze. Przestaję również, dla własnego dobra, czytać dalsze wypociny na mój temat, więc osoby je tworzące mogą przestać toczyć swoje gnojowe kule i zająć się rozrzucaniem łajna gdzie indziej, byle dalej od szachów. Dziękuję za uwagę ;)